76 lat temu Stalin rozpoczął likwidację obozów dla polskich oficerów

Prawie 150 lat przed zniewoleniem polskich jeńców przez radzieckie władze, Michał Kleofas Ogiński skomponował znany polonez fortepianowy „Pożegnanie ojczyzny”. Jednak Ogiński żegnał Polskę po upadku insurekcji kościuszkowskiej – wiedział też, że wraz z innymi Polakami udaje się na emigrację do Francji. Polscy jeńcy w 1940 r. mieli przed oczyma tylko śmierć, chociaż wielu z nich wierzyło, że trafi na zsyłkę do innego kraju… Stało się jednak inaczej.

Kozielski obóz dla polskich jeńców został stworzony w dawnym klasztorze – była to „Pustelnia Optyńska” znana z barwnego opisu rosyjskiego pisarza Fiodora Dostojewskiego zamieszczonego w powieści „Bracia Karamazow”.

W obozie początkowo przebyło 6 tys. jeńców – w tym jedyna zamordowana w Katyniu kobieta – Janina Lewandowska, córka znanego polskiego generała Dowbóra-Muśnickiego. Lewandowska została zamordowana przez NKWD dokładnie w dniu swoich 32. urodzin – w tym samym czasie z rąk Niemców zginęła jej siostra…

Pan życia i śmierci

Wasilij Michajłowicz Zarubin – to on decydował w Kozielsku, kto pojedzie prosto do Smoleńska, a następnie do Katynia, a kto do kolejnych obozów przejściowych. Od jego humoru, jego woli, jego widzimisię, zależało życie pojedynczego żołnierza. Dzięki podpisanemu paktowi Sikorski-Stalin, część Polaków uniknęła śmierci i znalazła się w szeregach armii gen. Andersa. Jednak warto przy tej okazji napisać, że część Polaków, która wyszła cało z rosyjskiego piekła, wcale nie została „wypuszczona” dzięki dobroci Stalina, a była to kolejna odsłona szerokiej goebbelsowskiej propagandy w radzieckim wydaniu. – Skoro część oficerów z trzech obozów jest u Andersa, to inni też tam dojadą, pewnie się »rozproszyli« – tłumaczył Stalin.

W momencie rozpoczęcia „rozładowania” obozu kozielskiego w środę, 3 kwietnia 1940 r., znajdowało się w nim około 4,5 tys. polskich oficerów, wśród nich czterej generałowie: Bronisław Bohaterewicz, Henryk Minkiewicz, Mieczysław Smorawiński i Jerzy Wołkowicki. Był też kontradmirał Ksawery Czernicki, ok. 100 pułkowników, ok. 300 majorów, ok. 1000 kapitanów i rotmistrzów, ponad 2000 poruczników i podchorążych.

Nie jest przesadą powiedzieć, że w lesie katyńskim nie umierali tylko wojskowi, ale cały kwiat ówczesnej inteligencji polskiej. Wielu z zamordowanych była na czas wojny powołana do rezerwy – byli młodzi, wykształceni. Dla rosyjskich władz byli więc niewygodni, dlatego postanowiono się ich pozbyć – to był główny powód. Przemawia za tym sam fakt, że w Katyniu zginęło ponad pięciuset nauczycieli – gdyby doliczyć tych zamordowanych w Twerze i innych rosyjskich miastach, „lekko” moglibyśmy się ich doliczyć się ponad tysiąca.

Uderzyły mnie przyjemne zapachy wiosny

Z kozielskiego obozu – podobnie jak z tego starobielskiego – zachowały się zapiski pomordowanych Polaków. W tym m.in. majora Solskiego, który ostatnie swe słowo zapisał na stacji Gniezdowo k. Smoleńska, godzinę później już nie żył… Zachowała się również relacja ocalałego z mordu katyńskiego profesora Stanisława Swianewicza.

Profesor Swianiewicz pisał 30 kwietnia 1940 r.:

Po wyjściu z wagonu uderzyły mnie przyjemne zapachy wiosny z pól i zagajników, gdzie miejscami jeszcze leżał śnieg. Był piękny poranek, wysoko nad głowami śpiewały skowronki. Trochę dalej od miejsca naszego postoju znajdowała się stacja, ale nie zauważyłem tam nikogo. Nasza lokomotywa została już odczepiona i odjechała. Z drugiej strony składu docierały jakieś dźwięki, ale nie widziałem, co się tam dzieje. Pułkownik NKWD zapytał mnie, czy nie mam ochoty na herbatkę… Zaś kapitan Solski pisał rankiem 9 kwietnia, w dniu swojej śmierci: Rano, paręnaście przed 5 pobudka w więziennych wagonach i przygotowanie się do wychodzenia. 6. Mamy jechać samochodami. I co dalej? (…). Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne). Przywieziono gdzieś do lasu, coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano mi zegarek, na którym była godzina 6.30, pytano mnie o obrączkę, zabrano ruble, pas główny, scyzoryk.

Profesor Swianiewicz pisał również:

Bardzo szybko po przybyciu do Kozielska stało się jasne, że był to przede wszystkim obóz śledczy, którego celem było wyjaśnienie — z punktu widzenia sowieckiej służby bezpieczeństwa, na czele której stał osławiony Beria — charakterystyki każdego jeńca i podzielenie więźniów na pewne kategorie… Na czele całego zespołu prowadzącego te studia stał kombrig Zarubin, wysoki urzędnik NKWD, człowiek kulturalny, władający językami. bardzo przyjemny w konwersacji. Przypominał w pewnym stopniu typ wykształconych oficerów żandarmerii carskiej… Jemu podlegali oficerowie śledczy, przeważnie w stopniach od porucznika do majora, których zadaniem było wypracowanie charakterystyki poszczególnych jeńców… Ostateczna synteza wszystkich sprawozdań prawdopodobnie należała do kombriga, który dość często wyjeżdżał do Moskwy oraz odwiedzał również Starobielsk i Ostaszków… W Kozielsku jeńcy otrzymali prawo wysyłania listów do rodzin, przy czym musieli podawać swój adres zwrotny jako »dom wypoczynkowy im. Gorkiego« w Kozielsku…

Total
0
Shares
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Previous Article

Ostatnia Wielkanoc w roku 1944

Next Article

Kwietniowy numer More Maiorum

Related Posts