Czy genealogia sama w sobie może być sposobem na wychowanie dzieci? Wspólne przeglądanie rodzinnych fotografii, rozmowy o przodkach, a w końcu nauka szacunku do tego, co było dawniej, do przedmiotów, dokumentów, które pozostały po zmarłych…
Pewnie niewiele osób, interesujących się genealogią, rozpatrywało swoje hobby w tak szerokich perspektywach, obejmujących nawet tematy z zakresu pedagogiki czy socjologii. Wszyscy szukamy przodków, analizujemy każdy szczegół na rodzinnej fotografii, cieszymy się z kolejnego odnalezionego dokumentu. Nie wszyscy jednak dzielą się swoim szczęściem z innymi. Dla nie-genealogów, nasze odkrycia mogą być niczym nadzwyczajnym, wręcz czymś nudnym, a nawet szkodliwym, bo “po co grzebać w rodzinnej przeszłości”? Inaczej sprawa się ma, kiedy w tle jest możliwość zawalczenia o “spadek”, ale to już historia na inny artykuł…
Jednak samego zainteresowania rodzinną historią nie da się ukryć. Wielogodzinne przesiadywania przez monitorem komputera, telefony do archiwów, parafii, listy, e-maile, a w końcu dalekie wyjazdy w Polskę … tylko po to, aby sfotografować jeden nagrobek na wiejskim cmentarzu. Dlatego też najbliższa rodzina, z którą mieszkamy, pyta się o to, co my tak naprawdę robimy. Szczególnie jeśli ktoś ma w domu małe dzieci.
Często 4-5 letnie dzieci, a także i te starsze, proszą, aby razem z nimi pooglądać rodzinne zdjęcia – są to przeważnie te najnowsze, z ich dzieciństwa. O ile, kiedy jeszcze ja byłem dzieckiem (a nie było to tak dawno), wszystkie zdjęcia z filmu musiały zostać wywołane, o tyle obecnie zdjęć się praktycznie nie drukuje, a wszystko oglądamy na ekranie monitora lub telewizora. Jakby jednak nie było, dzieciaki przeważnie pytają “A kto jest?”, “A kim jest ta Pani, która mnie trzyma” i zasypują nas tysiącami pytań.
Zapewne genealodzy mają to do siebie, że zamiast oglądać najnowsze wytwory rodzinnego studia fotograficznego, wolą pokazywać dziecku wnuczkę siostry 4xprababci ze strony jej mamy. To jednak tak pół żartem, pół serio. Teraz poważnie – czy oglądając z dzieckiem rodzinne fotografie jego przodków, tłumacząc mu, że jego prapradziadek brał udział w I wojnie światowej, że prababcia nie mogła chodzić do szkoły, bo była wojna, nie uczymy tego dziecka szacunku do przodków, do starszych osób, a w końcu do historii w ogóle?
Wspólne oglądanie zdjęć, dokumentów, pamiątek rodzinnych, a więc ogólnie mówiąc archiwum domowego, z pewnością stwarza więź pomiędzy członkami rodziny, pełniąc niejako funkcję integracyjną. Profesor Pierre Bourdieu na Collège de France, stwierdza, iż fotografia
[…] wzmaga integrację grupy rodzinnej, potwierdzając poczucie, jakie ma o sobie samej i o swojej jedności
Z kolei amerykańska pisarka, Susan Sontag, pisze:
Poprzez fotografie rodzina konstruuje portretową kronikę mej siebie – podręczny zestaw zdjęć, które zaświadczają o jej spoistości
Polski socjolog, Piotr Sztompka – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wspomina:
Tak jak w przypadku wszelkich dokumentów osobistych przy analizie zdjęć rodzinnych nie wystarczy wniknięcie w ich treść, lecz trzeba także wziąć pod uwagę ich genezę, okoliczności i kontekst, w jakim powstawały, a także funkcje, jakie pełnią w życiu rodzinnym. Dopiero taka pogłębiona, kontekstowa i sytuacyjna interpretacja może dostarczyć ważnej socjologicznie wiedzy
Można więc wysnuć wniosek, że genealogia jest pewnym sposobem na wychowanie w rodzinie, utrzymaniem więzi rodzinnych, integruje krewnych. Potwierdzają to słowa powyższych osób, zajmujących się tematyką społeczną, socjologiczną. Z pewnością temat ten powinien zostać szeroko opracowany przez grupę socjologów oraz genealogów.
Źródło: Ewa Jurczyk-Romanowska, Grzegorz Mendyka, “Fotografia rodzinna w pracy genealoga – perspektywa badacza zaangażowanego i niezaangażowanego” oraz Ewa Jurczyk-Romanowska, Leszek Albański “Rodzina w mediach i praktyce pedagogicznej” (link)
Foto: pixabay.com