Ojciec mojej prababci Rozalii po śmierci jej matki, załamał się. Majątek zadłużał coraz bardziej. Nie zwracał uwagi na małą córeczkę. Dziecko często bawiło się na drodze, którą od czasu do czasu przejeżdżały furmanki.
Któregoś dnia mała 6-letnia Rozalka bawiła się jak zwykle na drodze. Nie zauważyła, że w jej kierunku zbliża się furmanka, na której siedział mężczyzna i jego 12-letni syn Antoni. Ojciec zahamował w ostatniej chwili, a młody chłopak szybko wyskoczył z wozu i wziął płaczącą dziewczynkę na ręce. Rozalka wtuliła się w nieznajomego chłopca, czując się przy nim bezpiecznie.
Antoś zaniósł ją do stojącej opodal chałupy. Zastał tam jej ojca i powiedział mu, co się przed chwilą wydarzyło. Ojciec Rozalki specjalnie tym się nie przejął. Wtedy Antoś powiedział, że ma pilnować Rozalki, bo on wróci tu za parę lat i ożeni się z jego córką. I tak się stało. Dorosły Antoni wrócił po swoją Rozalkę, aby ją poślubić. Były to tereny dawnej Galicji, znajdujące się pod zaborem austriackim. Antoni był Austriakiem i miał rodzinę w Wiedniu. Rozalia była Polką. Rodzina Antoniego zerwała z nim wszelki kontakt, ponieważ poślubił Polkę. Mieli 7 dzieci. Żyli bardzo skromnie, ale bardzo się kochali.
Żniwo, które zebrał tyfus…
Prababcia była dobrą i pracowitą kobietą. Zaraz po porodzie szła w pole do pracy. Był to czas, kiedy ludzie chorowali na tyfus. W sąsiedztwie moich pradziadków mieszkała samotna wdowa z dziećmi. Pech chciał, że zachorowała na tę zbierającą ogromne żniwo chorobę. Rozalia chodziła do jej domu, aby pomóc w opiece nad dziećmi. Nie bała się choroby. Niestety zaraziła się i mając 40 lat zmarła. Sąsiadka wyzdrowiała. Z opowieści babci, a jej córki, która miała wtedy 6 lat – było to około 1912 r., wiem, że prababcia Rozalia była piękną kobietą o długich włosach splecionych w warkocz. I te włosy czesał i całował, płacząc mój pradziadek Antoni, kiedy ona leżała już w trumnie.
Pradziadkowie byli biedni, a ksiądz chciał pieniądze za pogrzeb. Pradziadek Antoni położył trumnę na wozie i pojechał do cerkwi. Tam poprosił popa i ten za darmo pochował jego Rozalię. Podobno jej grób do dzisiaj znajduje się na cmentarzu, prawdopodobnie w Mikołajowie w obwodzie lwowskim. Leży w nim też córeczka prababci, która uległa wypadkowi po urodzeniu. Pijany mężczyzna wziął niemowlę na ręce i złamał dziecku kręgosłup. Babcia pamiętała, że strasznie płakało przez kilka dni, a potem ucichło. Po śmierci mojej prababci, austriacka rodzina pradziadka chciała mu pomóc w wychowaniu dzieci. Ale Antoni się nie zgodził. Wciąż bolało go, że nie zaakceptowali jego żony. Nigdy się już nie ożenił. Niestety nie wiem, gdzie został pochowany.
Dorastałam w klimacie kresowych opowieści
Dzieci pradziadków rozjechały się po świecie. Jeden brat babci służył w czasie I wojny światowej w armii austriackiej i pozostał na terenach obecnej Ukrainy. Moja babcia po II wojnie światowej przyjechała na Wybrzeże Gdańskie. Jej dwie siostry zamieszkały w Olsztynie. O reszcie rodzeństwa nic nie wiem. Problem w poszukiwaniach sprawia mi pisownia nazwiska panieńskiego mojej babci. Napisałam do warszawskiego archiwum państwowego i otrzymałam dwie wersje nazwiska: Haiser oraz Haisler. Natomiast w akcie zgonu mojej babci pojawia się trzecia wersja Heizler.
Całe dzieciństwo dorastałam w klimacie kresowych opowieści. Niestety ani moja mama, ani moja babcia nigdy już nie odwiedziły swojego miejsca urodzenia. Obecnie spoczywają na cmentarzu w Sopocie.
Choć raz odwiedzić Kresy…
Moim marzeniem jest odwiedzenie ich rodzinnych stron oraz odnalezienie grobów moich przodków, a być może jeszcze znalezienie jeszcze żyjącej rodziny. Niestety nie zachowały się żadne dokumenty. W czasie wojny siostra mojej babci miała kufer z różnymi papierami, ale został spalony wraz z domem przez bandy UPA. Z tymi dokumentami spalił się też mąż siostry mojej babci, który był sparaliżowany i nie zdążył uciec. Były to ciężkie czasy i pełne nienawiści człowieka do człowieka. Babcia opowiadała, że przed wojną wszyscy żyli zgodnie i wzajemnie sobie pomagali. Nie miało znaczenia, kto jest jakiej narodowości. Wojna zmieniła ludzi, wyzwalając w nich instynkty, które wcześniej były niewidoczne.
Mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy będę mogła zapalić znicz na grobie mojej prababci i odwiedzić miejsca, o których tak pięknie mówiła moja nieżyjąca już babcia.
Autorka: Beata Pachnik
Jeśli chciałbyś/chciałabyś opublikować swoją historię rodzinną, wyślij ją na adres redakcja@moremaiorum.pl