Polskie powstania, zrywy narodowowyzwoleńcze i wojny obronne stają się pożywką dla historyków i publicystów, którzy dywagują nad tym, czy warto było, czy dane powstanie miało sens wobec poniesionej krwawej ofiary. do dziś trwają takie rozważania dotyczące powstania 1944 roku, a nawet roku 1863.
Słuszności Bitwy Warszawskiej nikt nie śmie podważyć, ale nadana 100 lat temu nazwa „Cud Wisły” wielu kłuje w oczy. Jaki cud, to jedynie waleczność polskiego żołnierza i geniusz naczelnego wodza – słyszy się powszechnie. Do „cudu” zwycięstwa dołączona jest postać kapłana z podniesionym krzyżem, prowadząca do boju młodych ochotników i jeszcze Matka Boska widziana na nieboskłonie – jak nie do pojęcia, to negować – mówią niektórzy. Jak to widzieli współcześni wydarzeniom 1920 roku?
W końcu września w Gazecie Świątecznej ukazał się list wikarego z Magnuszewa. Ksiądz Antoni Prygiel zawiadamiał w nim, że 16 sierpnia widziany był w okolicy Magnuszewa obraz Matki Boskiej, unoszący się w powietrzu ponad Wisłą. Matka Boska była w białej szacie, trzymała na ręku Jezusa odzianego w czerwoną sukienkę. Opowiedziało o tym księdzu dwóch chłopców, jedna kobieta i kilku żołnierzy z 14 pułku. Redakcja podała w komentarzu, że podobne informacje już do niej docierały, ale należało zaczekać na kolejne potwierdzenia. Podobno żołnierze bolszewiccy potwierdzili, że nad Modlinem widzieli ten obraz, który napawał ich przerażeniem. Redakcja zwróciła się do czytelników o wiadomość, jeżeli ktoś spotkał się z podobnym zjawiskiem. Czy takie relacje do gazety kiedykolwiek jeszcze dotarły? Tego nie wiadomo, próżno jednak szukać ich w następnych wydaniach pisma.
Opis śmierci księdza Ignacego Skorupki znajdujemy również w Gazecie Świątecznej: Pierwszego dnia, to jest w sobotę 14 sierpnia, gdy bolszewicy parli całą siłą pod wsią Ossowem, posłano tam 236 pułk piechoty, złożony z ochotników. Na znak dowódcy poszli wszyscy w ogień. Bolszewicy sypnęli gradem kul z kartaczownic. Ochotnicy zachwiali się, boć po raz pierwszy dopiero byli w bitwie. Wtem ruszył przodem młody kapelan, ksiądz Ignacy Skorupka i wznosząc krzyż wysoko w górę a śpiewając pieśń „Serdeczna Matko” poprowadził ochotników do ataku na wroga. Dzielny kapłan padł zabity.
Podobną relację podały inne pisma, między innymi Przegląd Wieczorny z 17 sierpnia 1920 roku. Tam też znalazł się komunikat sztabu generalnego z 16 sierpnia: Ze szczególnym uznaniem należy podkreślić bohaterską śmierć ks. kapelana Ignacego Skorupki z 8 dywizji piechoty, który w stule, z krzyżem w ręku przodował atakującym oddziałom.
Nie inaczej bohaterski czyn księdza opisała Maria Bogusławska w książce wydanej w 1920 roku Dziedzictwo ks. Kordeckiego: ks. Ignacy Skorupka. Dodała też wstrząsający opis bestialstwa bolszewików: Pierwsze szeregi bolszewików dopadły zwłok kapłana; poznają jego, to ten, co w czterech atakach pokazywał im wzniesiony wysoko znienawidzony przez nich krzyż, jak najgroźniejszą broń, jak zapewnienie, że niczem ich wściekłe wysiłk, ten krzyż zatryumfuje. Przypomnieli sobie bolszewicy, przypomniał niejeden z nieustraszonych krasnoarmiejców, że oto przed chwilą drżał jak przy wyroku śmierci, więc dopadają zwłok, kłują je bagnetami, tną szablami.
Tym, którzy uważają te opisy za literacką legendę warto przypomnieć, że legenda powstaje przez lata całe, a nie w ciągu jednego dnia.
Poniżej znajduje się projekt słuchowiska pt. „Legionistka Hela”.
***
W tle głosy, chwilami przekrzykujące się, dyskusje i rozmowy
Głos męski
— Witam wszystkich na wiecu zwołanym przez zarząd Związku Artystów Scen Polskich. Proszę pana prezesa Juliusza Osterwę o zabranie głosu.
Stopniowo sala ucisza się
Juliusz Osterwa
— Proszę państwa! Pozwólcie, że zamiast wstępu odczytam komunikat prasowy, zamieszczony dziś, 9 lipca 1920 roku, w Kurjerze Warszawskim.
Słychać szelest rozkładanej gazety
Osterwa czyta
— Wedle informacji, otrzymanych przez nas z kół wojskowych, w biurach werbunkowych armii ochotniczej, powstającej pod dowództwem jenerała Hallera, zapisało się wczoraj na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej około trzystu tysięcy ochotników.
Mówi podniesionym głosem
— Warszawo! Co zrobisz dla ratowania ojczyzny? Co zrobisz, by ratować samą siebie?
W tle gwar, podniesione głosy damskie i męskie.
Głosy męskie
— Trzeba zamknąć wszystkie teatry!
— To niedorzeczność!
Przez cały czas w tle raz cichsze, raz głośniejsze rozmowy
Osterwa
— O głos prosi pan Józef Węgrzyn.
Węgrzyn
— Oddajmy się pod rozkazy naczelnego wodza! To jedynie słuszne co możemy zrobić.Osterwa
— Pan dyrektor Tadeusz Kotarbiński chce zabrać głos. ProsimyKotarbiński
— Pomyślmy też o rodzinach tych naszych kolegów, którzy będą powołani do wojska.
Osterwa
— Proszę o ciszę! O głos prosi pani Modrzejewska – Schillerowa.
Modrzejewska
— Apeluję, złóżmy to, co mamy cennego, złoto, precjoza, biżuterię, na rzecz skarbu polskiego, dla naszej ojczyzny umiłowanej.
Słychać głosy potakiwań i aprobaty
Osterwa
— Pozwolą państwo, że odczytam jeszcze anons z tegoż Kurjera Warszawskiego.
Czyta
— Ochotnik prosi o konia i siodło, choćby najgorsze. Oferty pod Jazda Rycerstwa Polskiego, Kurjer Warszawski, Marszałkowska 108
Stopniowo głosy znikają
***
Monolog dziewczyny, na początku i w tle „O mój rozmarynie”
— Wyszłam przed dom, do ogrodu, ściąć kwiaty do wazonu. Podjechał na białym koniu. Bałam się spojrzeć na niego. Pomyślałam: na białym koniu, phi, może jeszcze Jerzy mu na imię. Zerkałam na niego spod rzęs. Ludzie! Ułan jak malowany! Boże! Mówi coś do mnie. Nogi mi się ugięły. Słyszę: jak masz na imię, różyczko, może jedną dasz? Rozum podpowiadał, nie odzywaj się, wiesz jacy są ułani – zawróci w głowie i odjedzie. A ja usta w ciup i wyszeptałam: Hela. On do mnie: jestem Jerzy. Omal nie zemdlałam. Wybrałam czerwoną różę i podałam mu. Podziękował i odjechał. Stałam i patrzyłam za nim, nawet się nie obejrzał. Na drugi dzień wyszłam przed dom, do ogrodu, ściąć kwiaty do wazonu. Tak powiedziałam matce. Nie było już co ścinać. Po co wyszłam? Nie wiedziałam – nieprawda, wiedziałam, czekałam na niego. Podjechał na białym koniu, serce waliło mi jak szalone. Hela, powiedział tylko. Jerzy, odpowiedziałam. Zsiadł z konia, podszedł i wziął mnie za rękę. Mówił, że nie mamy czasu na ceregiele, że pokochał mnie od pierwszego spotkania, że idzie na bolszewika, bronić Warszawy. Kazał mi czekać na siebie, krótko pocałował i odjechał. Czekać? To on Heli jeszcze nie zna, nie wie co może Hela! Wróciłam do domu i prosto z mostu wypaliłam: matko, ojcze, wstępuję do wojska. Matka zemdlała, ojciec tylko wąsa podkręcił. Na drugi dzień o świcie już mnie w domu nie było. Dostałam mundur, do twarzy mi było w furażerce. Pełniłam służbę kierowniczki aprowizacji. Widziałam Jerzego z daleka. Kilka razy udało się nam porozmawiać.
Autor: Piotr Ryttel.
Do przeczytania pozostało jeszcze ok. 70% artykułu. Dalszą część wywiadu przeczytasz w kwartalniku genealogicznym More Maiorum nr 3(86)/2020, który możesz bezpłatnie pobrać tutaj.