W trakcie, najczęściej długoletnich i wielowątkowych badań genealogicznymi stajemy się świadkami tego, jak wiele czynników miało wpływ na życie naszych przodków. Ale nie tylko, pośrednio “spadkobiercami” pewnych decyzji jesteśmy my, czyli ich potomkowie. Małgorzata Karolina Piekarska – pisarka, dziennikarka i genealog – mówi nam, że im dłużej siedzi w poszukiwaniach, tym bardziej widzi, co ma po kim.
Jak podsumowałaby pani te kilkanaście lat, podczas których odkrywała pani rodzinne korzenie?
Pozwoliło mi przede wszystkim zrozumieć jak złożona jest historia każdego człowieka i jak wiele czynników wpływa na to, że mamy taką, a nie inną osobowość. Im dłużej w tym siedzę, tym bardziej widzę, co mam po kim. Natomiast stwierdziłam, że im dalej w las, tym więcej drzew, i żeby zgłębić to, co zaczęłam nie starczy mi życia. Pewne jest, że taka „zabawa” rozwija pamięć. Gdy ostatnio na konfirmacji kuzynki rozmawiałam z jednym dalekim krewnym i z głowy rzucałam nazwiskami przodków, kto z kim, jakie dzieci itd., to jemu dosłownie wylazły „gały z orbit” i spytał, jak ja to pamiętam. Stwierdziłam, że nie wiem jak, ale… pamiętam. Kiedyś bym nie pamiętała, jednak lata praktyki, czyli grzebania w tym drzewie, zrobiły swoje. Sporą część drzewa, i to z gałęziami na boki, jestem w stanie odtworzyć z głowy. Co tylko pokazuje, że to świetne ćwiczenie pamięci.
Poza tym dzięki badaniom, a konkretnie dzięki portalowi, który stworzyłam, odbyłam kilka fascynujących wycieczek po różnych cmentarzach czy miejscach. Gdy rok temu zepsuły mi się wszystkie komputery i nie mogłam skanować dokumentów, a co za tym idzie ciągłość publikacji na portalu była zagrożona, wpadłam na pomysł, by powędrować po cmentarzach i po mieście. No i powędrowałam. Fotografowałam rodzinne groby na Powązkach, a potem na Bródnie. Jest ich kilkanaście na każdym z cmentarzy, więc było czym zapełnić portal. Dzięki tym badaniom odbyłam kilka podróży śladami rodzinnych pamiętników. Między innymi do Kalisza, gdzie Leon Nieszkowski – stryj mojej 4xprababki Joanny Nieszkowskiej, był w XIX wieku prezydentem, a z jego córką Pauliną tańczył Fryderyk Chopin, co sam opisał w jednym z listów do swojego przyjaciela Tytusa Wojciechowskiego.
Nakręciłam też film o Warszawie mojego pradziadka Michała Franciszka Piekarskiego. Zachował się opis jego życia, i to w dwóch wersjach, a ponieważ podane tam były różne adresy, nazwiska i fakty, więc przespacerowałam się po Warszawie, wyobrażając ją sobie taką, jaką on widział ją wtedy, kiedy żył, czyli w latach 1841–1938. To za jego czasów upowszechniono fotografię, kolej, powstały tramwaje elektryczne, prąd, pralka, telefon, lodówka, radio, a nawet telewizja. Ciekawe jest odkrywanie, jak historia przodków łączy się z historią kraju czy historią cywilizacji.
Na pani stronie internetowej, w zakładce „O mnie” można przeczytać, że imię Karolina nadawane jest w Pani rodzinie już od XVIII wieku jako tzw. drugie imię. Czy odnalazła Pani przyczyny zapoczątkowania tej tradycji?
Moja 3xprababcia (potomkini holenderskich osadników, którzy w okresie kontrreformacji przybyli na ziemie polskie) Karolina z Szenków Neumann zmarła podczas porodu. Jej córka – moja praprababcia Anna z Neumanów Przybytkowska, nadała swojej córce, a mojej prababci Leokadii z Przybytkowskich Adamskiej, imię Karolina jako drugie, by nie powtórzyła losu swojej imienniczki i przy porodzie nie zmarła. Potem moja prababcia dała swojej córce Janinie z Adamskich Piekarskiej imię Karolina znów jako drugie. I tak to się ciągnie. Jestem Małgorzata, a Karolina mam na drugie, by zgodnie z życzeniem prababci długo żyć. Mam syna i nie wiem, czy gdy urodzi mu się córka będzie chciał to kontynuować, ale mam nadzieję, że tak.
Zaświadczenie o przydziale mieszkania Ludwika Piekarskiego/ fot. piekarscy.com.pl
Czy ciekawość owej tradycji zapoczątkowała zainteresowania się genealogią?
Nie. Zajmuję się tym właściwie od zawsze, bo w dzieciństwie robiłam to z ojcem, on szukał przodków ze swoim ojcem i dziadkiem itd. Było więc dla mnie naturalne, że i ja będę się tym w wolnych chwilach zajmować. Przyznam jednak, że kiedyś myślałam, że to będzie na emeryturze. Właściwie kilka przypadków sprawiło, że w pewnym momencie stało się to poniekąd i pracą, i hobby – trudno powiedzieć czym bardziej.
Jako dziecko rysowałam z tatą drzewo, bawiliśmy się spisami mieszkańców Warszawy i odszukiwaliśmy „naszych” w tych spisach. Jako nastolatka zainteresowałam się listami przodków. Dzięki temu powstała potem książka „Dziewiętnastoletni marynarz”, która właściwie zapoczątkowała to, co teraz urosło do rozmiarów portalu, bo potem była „zabawa” listami pradziadka do prababci, artykuł o ich miłości do jednej z gazet. Ten artykuł przeczytał mój mąż – Zacharjasz Muszyński, który jest z zawodu aktorem i zapragnął z listów zrobić monodram. Po wystawieniu monodramu zgłosiła się do mnie Jola Adamiec Furgał, że chce ze mną nagrać „Sagę rodu Piekarskich”.
Ponieważ po nagraniu mieszkanie wyglądało jak po rewizji NKWD, stwierdziłam, że zanim schowam wszystkie papiery, to je poskanuję. Jak zaczęłam skanować doszłam do wniosku, że może je opublikuję, bo przydadzą się innym. I tak powstał portal piekarscy.com.pl. W trakcie jego prowadzenia powstało sporo artykułów. To, co publikowałam, przydało się też podczas pisania kilku książek. Portal jest w formie bloga/dziennika. Codziennie jeden wpis. Czasem to jedna fotografia, czasem list, czasem fragment pamiętnika lub jeden dokument. Wpisy podzielone są na kategorie odpowiadające nazwiskom rodzin, które przewijają się w całej historii moich przodków.
Największe zaskoczenie podczas poszukiwań?
Chyba jednak odkrycie, że jestem 40xprawnuczką Mieszka I. Zawsze mnie ciekawiło, jak daleko dojdę w swoich poszukiwaniach, ale że aż tak daleko i do takiej postaci, to w życiu bym nie przypuszczała! Oboje z ojcem wiedzieliśmy, że Gorczyccy to historia z XV wieku z protoplastą rodu – Marcinem Gorczyckim, ale że trafię do wczesnego polskiego średniowiecza…? Stało się to, gdy wykupiłam dożywotni abonament na portalu wielcy.pl, by móc grzebać także w szerszych zasobach badań dra Minakowskiego. Zaczęło się od tego, że odnalazłam tam mojego 4xpradziadka Józefa Faustyna Gorczyckiego, którego fotografia stoi na komodzie u mnie w sypialni. Odezwałam się do pana doktora i podałam informacje, które posiadałam o rodzinie Gorczyckiego.
Doktor, jako zawodowy genealog, wszystkie te informacje weryfikował, a następnie wprowadził do portalu. I tak, po jakimś czasie znalazłam się tam, jako potomek jednego z twórców Sejmu Wielkiego. Tym „moim” przodkiem, twórcą Sejmu Wielkiego był (i tu pozwolę sobie na dokładny cytat z Wikipedii): „Paweł Skórzewski herbu Drogosław (ur. 29 lipca 1744 roku w Mącznikach, zm. w 1819 roku) – senator-wojewoda Królestwa Kongresowego w 1819 roku, generał brygady armii Księstwa Warszawskiego, stolnik kaliski od 1792 roku, podczaszy poznański w 1792 roku, podstoli poznański w latach 1787–1789, łowczy kaliski w latach 1783–1787, miecznik kaliski w 1780 roku, uczestnik insurekcji kościuszkowskiej, członek Towarzystwa Przyjaciół Konstytucji 3 Maja, konfederat barski, poseł na sejm. Odznaczony w Księstwie Warszawskim Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari”. Przyznam, że nie miałam świadomości. Jednak to odkrycie okazało się być niczym w porównaniu z innym, które nastąpiło jakiś czas później.
Zaświadczenie z poselstwa Ludwika Piekarskiego/ fot. piekarscy.com.pl
Otóż pewnego dnia, rozmawiając z przyjaciółką przez telefon, klikałam bezmyślnie w tych, którzy byli przed tymi moimi przodkami, o których istnieniu wiedziałam z przekazów rodzinnych. Patrzyłam, w nic niemówiące mi coraz dziwniejsze nazwiska. Ciekawiło mnie, jak daleko zajdę w tych przodkach. Klikałam i klikałam, a czas płynął. Przyjaciółka gadała, a ja nagle przerwałam jej, mówiąc: „Słuchaj, klikam w przodków na portalu wielcy.pl i doszłam do… Przemyślidów!”. Pośmiałyśmy się obie i…. wróciłyśmy do rozmowy. Ona opowiadała dalej, a ja dalej słuchałam bezmyślnie klikając w informacje, kto był przed Przemyślidami. Aż w końcu doszłam do… Piastów. Po jakimś czasie, jednym kliknięciem ustawiło mi się cało drzewo genealogiczne od Mieszka I do mnie. Trochę mnie przytkało. Wynika z niego bowiem, że jestem w 40 pokoleniu prawnuczką Mieszka I. Najpierw wydało mi się to śmieszne, a nawet głupie. Przyjaciółkę poprosiłam o dyskrecję, a synowi i mężowi powiedziałam w wielkiej tajemnicy. Długo zastanawiałam się, czy to w ogóle możliwe? Ale po jakimś czasie przyszła druga myśl. Przecież to nie ja zbadałam. Dr Minakowski sam pisze na swoim portalu, że pewne rzeczy zrobili za niego polscy genealodzy już dawno temu. Ja tylko odnalazłam w Wielkiej Genealogii Polaków Joannę Nieszkowską h. Kościesza, córkę Bogusława, której grób jest na cmentarzu kalwińskim w Warszawie. Jej zdjęcie znajduje się w jednym z rodzinnych albumów. Joanna była moją 4xprababką. Przodkowie przed Joanną i jej ojcem Bogusławem zostali ustaleni przez obcych mi zupełnie genealogów. Przyglądając się temu dziwnemu drzewu, uświadomiłam też sobie, że kiedyś ludzie mieli więcej dzieci. Nasze dzisiejsze rodziny o modelu 2+1, a rzadko 2+2, sprawiają, że o tym zapominamy. A przecież jedna moja praprababcia miała jedenaścioro, a druga trzynaścioro dzieci. Po tych przemyśleniach szybko utworzyłam kilkadziesiąt takich drzew moim kuzynom i kuzynkom, stryjkom i stryjenkom itd. Nie jestem bowiem sama. Jest nas cała rzesza. I tylko jeden z kuzynów po tym odkryciu, ilekroć rozmawia ze mną przez telefon, to kończąc rozmowę mówi: „No to Jaśnie Pan się odmeldowuje”.
Najbarwniejsza postać z pani drzewa genealogicznego, to…
Gdybym znała 50 przodków, to byłoby łatwo wybrać, ale przy takiej liczbie, sięgającej aż do Mieszka I? Może Eligiusz Niewiadomski – zabójca Gabriela Narutowicza? A może wspomniany Antoni Skrzynecki? Okropny antysemita, ale i zdolny pisarz, którego żadna książka nie nadaje się dziś do wznowienia, bo jest tak potwornie antysemicka, że aż strach? Może Franciszek Gorczycki – powstaniec styczniowy, którego pamiętnik opublikował w swoim czasie Kieniewicz? A może mój stryj Antek Piekarski – szesnastoletni powstaniec warszawski, który popalał papierosy, był niegrzeczny, a zginął jak bohater? Może moja babcia Konstancja z Kurzyńskich Stecowa, która urodziła się w czworakach w chłopskiej rodzinie, a gdy została ogrodnikową w domu z ogrodem i służbą, to mogła oddawać się swojej pasji, czyli kinomanii? To ona zaszczepiła mi wielką miłość do książek Sienkiewicza oraz przedwojennego polskiego kina. Może mój pradziadek Antoni Adamski, o którym z moim mężem zrobiliśmy spektakl, bo pisał wspaniałe listy, dzięki którym na tyle go poznałam, że wiem, jakie cechy po nim odziedziczyłam? Może dziadek Julian Stec – bohater wojny polsko-bolszewickiej, ranny podczas uderzenia nad Wieprzem? Był niesamowitym figlarzem. Zmarł przed moimi urodzinami, ale znam go świetnie z opowieści mamy i sióstr ciotecznych. Przede wszystkim niestety zamiłowanie do głupich dowcipów. Ale, co człowiek, to historia.
Ponad 10 lat temu wydała pani książkę „Dziewiętnastoletni marynarz”, która zawierała zbiór listów ze Szkoły Morskiej w Tczewie, pisanych przez pani krewnego Zbigniewa Piekarskiego. Czy warto wydawać takie publikacje?
Niewydawanie to zgoda na umieranie historii. Jeśli ktoś uważa, że ona powinna umrzeć – niech takich rzeczy nie wydaje. Ja uważam, że historia jest częścią naszego życia. A taka niefajna, taka mroczna i niezbyt poprawna, pokazuje, że ludzie zawsze przeżywali tragedie. Miałam 19 lat, gdy odkryłam listy brata mojego dziadka ze Szkoły Morskiej w Tczewie. Byłam tuż po maturze, nie dostałam się na studia i podjęłam prace w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Po dwóch miesiącach pracy w słabo ogrzewanym BUW-ie rozchorowałam się i leżąc z temperatura w pościeli, przypomniało mi się, że na półce u ojca widziałam książkę „Znaczy Kapitan” Karola Olgierda Borchardta. Koleżanka z pracy polecała mi ją kiedyś, jako rewelacyjną lekturę na chorobę z gorączką, kaszlem i katarem do pasa. Pobiegłam do obszernej, ojcowskiej biblioteki.
Gdy wieczorem tata wrócił do domu, a ja z wypiekami czytałam opowieść o Mamercie Stankiewiczu, rozpoczęliśmy rozmowę. Usłyszałam wtedy, że na „Lwowie” pływali Czesiek i Zbyszek – stryjowie mojego ojca. Po młodszym – Zbyszku, zostały piękne listy. Pochłonęłam je w godzinę. Czytałam potem znajomym przez telefon. Wszyscy się zachwycali i mówili, że musiał to być „fajny gość”. Pozostało tylko pytanie: Co się z nim stało?! Wiedziałam, że ślad urywa się przed wojną, bo w innym przypadku opisałby go tata w swojej książce. I tak po nitce do kłębka, odkryłam rodzinna tajemnicę z nieszczęśliwą miłością i samobójstwem w tle. Gdy książka wyszła, kilka starych ciotek się wściekło, że wyprałam rodzinne brudy, ale dziś… nikogo to nie gorszy. Ciotki zmarły i swoje święte oburzenie zabrały do grobu, a ich potomkowie są zachwyceni, że poznali tę historię.
Niedawna pozycja „Czucie i Wiara” opowiada historię poszczególnych dzielnic Warszawy. 18 części książki łączy się dzięki biuru detektywistyczno-historycznemu, prowadzonego przez ojca i syna. Można więc rzec, że byli to pewnego rodzaju genealodzy, bo i historycy rodzinni częstokroć muszą rozwikłać różne zagadki. Czy w książce pojawiły się opowieści przekazywane w pani rodzinie?
W książce jest masa historii zaczerpniętych z moich genealogicznych badań. Historia z Leonidem Piaseckim (Praga Południe) wzięła się z odkrycia jego dwóch listów do mojej prababci Leokadii Karoliny z Przybytkowskich Adamskiej. Z notatek ciotki Steni Ruszczykowskiej o jej dziadku Antonim Skrzyneckim wziął się pomysł na rozdział o wizycie w XIX-wiecznej Warszawie Szacha Perskiego (Wilanów). Z tych samych notatek wzięłam pomysł na historię ducha nawiedzającego cmentarz kalwiński (Wola). Przeczytałam w notatkach historię o grobie Hieronima Nieszkowskiego h. Kościesza – brata mojej 4xprababki Joanny z Nieszkowskich h. Kościesza Nieszkowskiej i w sposób naturalny postanowiłam się nad tym pochylić. Zwłaszcza, że znalazłam tam rodzinne groby i faktycznie nie ma na żadnym wyrytego jego nazwiska, a na pewno tam leży, bo zachował się w prasie jego nekrolog, z którego dowiadujemy się o dokładnym miejscu pochówku.
Nie omieszkam stwierdzić, że działa pani bardzo dużo na rzecz genealogii również w Internecie. Prowadzona przez panią strona piekarscy.com.pl cieszy się dużą popularnością, także wśród „niegenealogów”. Jakie treści można tam najczęściej znaleźć?
Fotografie, dokumenty, ale też listy i fragmenty pamiętników czy notatek. Te ostatnie uważam zresztą za najcenniejsze. Owszem akty urodzenia, małżeństwa i zgonu to ważne rzeczy, bo pokazują kto z kim i kiedy brał ślub, jakie miał dzieci, czyim był dzieckiem, ale to z listów i pamiętników poznajemy charakter naszych przodków. A nie ma dla mnie cenniejszych informacji, jak te, co po kim odziedziczyłam.
Czy prowadzenie takiej strony pomaga może w uporządkowaniu rodzinnego archiwum? A może zauważa Pani inne dobre strony posiadania takiego bloga?
W porządkowaniu archiwum nie bardzo pomaga, raczej czasem jeszcze większy robi bałagan, ale w porządkowaniu wiedzy o przodkach pomaga na pewno. Dobrych stron jest zresztą sporo. Odzywają się do mnie ludzie, którzy są ze mną spokrewnieni lub spowinowaceni, a to pozwala mi poszerzyć wiedzę o rodzinie. Kontaktują się również historycy, którzy korzystają z moich badań.
Sądząc po wpisach na piekarscy.com.pl domyślam się, że rodzinne archiwum jest dość duże. Jak radzi sobie pani w kwestii?
Chyba nie radzę… Permanentnie brakuje mi pieniędzy na porządne teczki na dokumenty i tym podobne rzeczy. Brakuje mi też czasu na przepisywanie niektórych rzeczy. Mam do przepisania jeszcze kilka pamiętników. Trochę wspomnień różnych krewnych. Masę listów, które są fascynujące. Na szafach z książkami w gabinecie leży kilka pudeł z korespondencją mojego ojca – są listy do niego i jego odpowiedzi, bo ojciec pisał zawsze na maszynie przez kalkę i sobie zostawiał kopię. Boję się te pudła otworzyć, bo dopiero wtedy wsiąknę. Ale wiem, że to będzie kopalnia wiedzy, począwszy od lat 70. XX w. Niestety przepisywanie jest niezwykle czasochłonne. A nawet najlepszy OCR nie daje rady temu, co jest na cienkiej bibule przez kalkę.
Jak określiłaby Pani jednym zdaniem, czym jest genealogia?
To nauka o tym, kim jesteśmy przez pryzmat zdobywania informacji o tym, skąd przychodzimy.
Małgorzata Karolina Piekarska – urodziła się pod znakiem Lwa 24 lipca 1967 roku w Warszawie, gdzie mieszka na Saskiej Kępie w domu po prababci Leokadii Karolinie z Przybytkowskich Adamskiej.
Pasjonują ją historia Warszawy i genealogia własnej rodziny, o której wie sporo. Dowodem niech będzie specjalny genealogiczny blog/portal pod adresem: piekarscy.com.pl oraz zrealizowany w 2013 roku odcinek programu „Saga rodów” zatytułowany: „Saga rodów. Piekarscy”.
Pierwotne miejsce publikacji: More Maiorumnr 6(41)/2016.
Pomysłodawca powstania periodyku More Maiorum. Od ponad 9 lat interesuje się genealogią. W tym czasie ustalił, że jego przodkowie byli niemieckimi kolonistami sprowadzonymi najprawdopodobniej do wyrębu lasów w połowie XVII w. w okolice Gór Orlickich. Publikuje artykuły dotyczące historii rodzinnego miasta w portalu bielsko.biala.pl.
Świadomość prawna w prowadzeniu badań rodzinnych niewątpliwie pomaga. Michał Jan Marciniak – prezes Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego i właściciel…