Nie wiem na ile opisana tutaj historia jest zgodna z rzeczywistością. Pragnę przedstawić według mnie najbardziej tragiczne dwa tygodnie z życia moich przodków.
Petronela i Jakub byli małżeństwem od 8 lat. Ślubowali w 1864 r. w parafii rzymskokatolickiej p.w. Wniebowzięcia NMP w Łodzi. Jakub był ewangelikiem, Petronela katoliczką przybyłą z rodzicami z Czech. W metrykach jest zapisane, że Jakub z zawodu był szewcem. Natomiast Petronela, jak większość ówczesnych kobiet, zajmowała się prowadzeniem gospodarstwa domowego i wychowywała piątkę dzieci. Najstarszy z nich to niespełna 7,5 letni syn Gustaw, urodzony w 1865 r. Po nim po kolei przychodziły na świat: Marianna 1866, Anna 1868, Natalia 1870 i najmłodszy urodzony w 1872 r., pięciomiesięczny Adolf. Najstarszy Gustaw cieszył się z narodzin braciszka. Miał już 3 siostry, ale co brat to brat. Chętnie pomagał mamie w opiece nad nim. Czasu wolnego miał dużo, nie chodził do szkoły. Pod zaborem rosyjskim nie było w tym czasie obowiązku szkolnego. Ojciec swój warsztat szewski miał w domu i Gustaw przyglądał się pracy ojca, a nawet trochę pomagał w prostych czynnościach. W przyszłości też chciał wykonywać ten zawód. Jak będzie szewcem, nie będzie musiał martwić się o obuwie. Zrobi je sam dla siebie i rodziny. Gucio – jak nazywano Gustawa, lubił też psocić się siostrom, szczególnie najstarszej Marysi, ale bardzo je kochał. Często bawili się razem. Rodzina żyła skromnie, ale spokojnie i zgodnie. Dzieci były troską Jakuba i Petroneli, ale także ich największym szczęściem.
Od kilku miesięcy ten spokój zakłócała sytuacja w mieście. Kontakty między ludźmi zostały bardzo ograniczone. Nad miastem zawisła epidemia cholery, która zbierała swoje przerażające żniwo w Łodzi i w okolicznych miejscowościach. Gustaw i młodsze rodzeństwo nie rozumieli zagrożenia, ale rodzice byli bardzo zaniepokojeni. Nadszedł miesiąc październik, a wraz z nim nieprzespane noce. Do domu Petroneli i Jakuba dotarła nieszczęsna choroba, która już wcześniej zabrała osoby z innych, mieszkających w pobliżu rodzin. Sen domowników przerwał płacz Marysi. Męczyły ją wymioty i biegunka. Po kilkunastu godzinach skóra stała się sucha i zimna. Rodzice byli bezradni, lekarze również. Nikt nie znał jeszcze wtedy przyczyn choroby i sposobu walki z nią. Po dwóch dniach pojawiły się skurcze mięśni. Tętno dziecka stało się trudno wyczuwalne. Córeczka chciała pić, ale była zbyt słaba by przełknąć podaną wodę. Wszyscy wiedzieli, że są to objawy cholery. Na trzeci dzień sześcioletnia Marysia zaczęła tracić świadomość i zapadła w śpiączkę. Na czwarty dzień 4 października 1872 r. o godzinie piątej rano zmarła. Wielki smutek ogarnął najbliższych. Ledwo pochowali najstarszą córkę, już te same objawy dopadły kolejną córkę 4,5 letnią Anię. Po podobnych objawach zmarła 08 października 1872 r. o godzinie jedenastej w nocy. Rodzice mieli nadzieję, że to już koniec, ale po krótkiej chorobie 15 października 1872 r. o godzinie jedenastej w nocy umarła 2,5 letnia Natalka, a po kolejnych 3 dniach 18 października 1872 r., o godzinie czwartej nad ranem zamknęło oczy najmłodsze dziecko, pięciomiesięczny Adolfik. Nie do opisania jest ból rodziców po stracie w przeciągu zaledwie 2 tygodni czwórki dzieci. W domu, gdzie było gwarno i wesoło, zapanowała przerażająca cisza. Również Gucio był bardzo smutny i często płakał. Nie do końca rozumiał to co się wydarzyło, ale wiedział, że już nigdy nie będzie się bawił z siostrami i mama nie powierzy mu opieki nad braciszkiem. Przy życiu pozostał tylko on najstarszy 7,5 letni. Nie wiadomo, czy Gustaw też zachorował i pokonał chorobę. Być może udało mu się jej nie poddać. Przy braku leczenia w tamtym czasie umierało aż 50 proc. chorych. Na szczęście najstarszy syn przeżył. Mógł odrobinę złagodzić ból rodziców i pomógł przeżyć kolejne smutne dni. Po 4 miesiącach Petronela zachodzi w ciążę i w listopadzie 1873 r. przychodzi na świat syn Józef, a w kolejnych latach jeszcze czwórka dzieci.
W drugiej połowie XIX wieku na ziemiach Królestwa Polskiego, w tym również w Łodzi, były epidemie cholery w latach 1872-1873 oraz 1892 i 1894 . Nastąpił gwałtowny wzrost liczby zachorowań i o kilkadziesiąt procent wzrosła śmiertelność w mieście oraz okolicy. Przykładowo w roku 1871 w Łodzi w parafii p.w. Wniebowzięcia NMP w metrykach znajdujemy wpisy 543 zgonów. W kolejnych latach nastąpił nagły wzrost liczby zgonów; w 1872 r.; 913 zgonów, w 1873 r.; 884 zgony. Spadek nastąpił dopiero w roku 1874 – 604 metryki zgonu.
Według definicji –
Cholera to ostra infekcja bakteryjna jelita cienkiego wywołana przez bakterię-przecinkowca cholery, objawiająca się ostrą biegunką, w przebiegu której dochodzi do znacznego odwodnienia organizmu. Choroba trwa z reguły 2-7 dni, a chory umiera w stanie wstrząsu.
Niestety jak się później okazało, przyczyną zaistniałej sytuacji, był bardzo szybki wzrost liczby mieszkańców Łodzi w XIX wieku. Ludzie ci często żyli w bardzo złych warunkach sanitarno-epidemiologicznych, a to sprzyjało rozwojowi różnego rodzaju chorób, w tym również zakaźnych.
Autorka: Renata Rzyduch