Łukasz Przybylski – polski weteran, ur. w 1814, uczestnik powstania listopadowego, powstania styczniowego…, a także żołnierz walczący na frontach I wojny światowej oraz biorący czynny udział w powstaniu wielkopolskim! Człowiek, który bił się o Polskę w wieku 105 lat!
Gdy zaczynał swoją przygodę z wojskiem miał ledwie 16 lat, walczono wówczas za pomocą pistoletów skałkowych i dział z brązu na czarny proch. Polska była wtedy pod zaborami, nie było jej na mapach Świata ani Europy. Gdy po raz ostatni wziął czynny udział w walce zbrojnej stosowano już karabiny maszynowe, czołgi i samoloty.
Płk Przybylski widział i wielkiego księcia Konstantego, i samego Marszałka Piłsudskiego. Urodził się zaledwie 19 lat po ostatnim rozbiorze Rzeczpospolitej, zmarł rok po ustanowieniu Konstytucji Marcowej!
W 1830 r. Łukasz Przybylski ukończył szkołę podchorążych. Jeszcze w tym samym roku bił się z rosyjskim zaborcą i został wzięty do niewoli. Został skazany na 25 lat ciężkiej pracy na Syberii oraz wcielony do carskiego wojska. Po ćwierć wieku wraca na łono ojczyzny. W niedługim czasie wybucha kolejne powstanie narodowe. Przybylski porzuca dom, aby stanąć do walki. Miał wówczas niecałe 50 lat. Pod Radzyminem schwycony, zakuty, zostaje wtrącony w podziemia kopalni sybirskiej na lat trzy, a następnie dożywotnim osiedleńcem zatrzymanym na Syberii. W takiej to przeciętnej polskiej konduicie dożył nasz kadet szkoły podchorążych lat stu, kiedy wybuchła wojna światowa.
W 1914 r. długo się nie zastanawiał i postanowił przedostać się do Polski. Przebywa Sybir i Rosję, dociera do Bobrujska. Tu ujrzał ułańskie chorągiewki gen. Dowbora-Muśnickiego. Odżyły stare kości od ich barwnego furkotu. Poczuł żołnierz „listopadowy” dawny młody wigor w kościach, zobaczył się na powrót kadetem, trzasnął z siebie wiek żywota jak sen z młodych powiek i już w dni kilka siedział na koniu z lancą w ręku, on, stoczteroletni kadecik, zdrów jak dąb i siwy jak gołąb, w jednym szeregu ze smykami, którym mógłby śmiało pradziadkować. W roku 1919 był w armii wielkopolskie, która walczyła z Niemcami. Ranny w lewą (stu pięcioletnią) nogę, idzie rozmyślać na łóżku szpitalnym w Warszawie, co się to w tak krótkim czasie porobiło na świecie. Zwłaszcza że Belweder niedaleko – a pan pułkownik Przybylski ma dotąd w pamięci mopsią twarz księcia Konstantego.
Dowbór-Muśnicki, zobaczywszy 104-letniego Przybylskiego, natychmiast mianował go pułkownikiem. Nikt tak długo jak on nie czekał na awans do stopnia pułkownika, ale też nikomu na drodze do kariery nie stanęło czterech carów, dwóch królów i pięciu cesarzy…
Informacja w Kurierze Poznańskim z 1919 r.: