Opowiadając zainteresowanej osobie, czym jest genealogia, najczęściej używamy górnolotnych słów, udowadniając, że dzięki niej znajdziemy swoje miejsce na ziemi, dowiemy się kim jesteśmy, skąd przychodzimy. A gdyby tak odpowiedź, że genealogia wcale tak daleko od ginekologii nie pada?
Dr Marek Jerzy Minakowski* stwierdził kiedyś, że genealogia to nauka o seksie i jego skutkach, dlatego tak bardzo podnieca rodzinnych historyków. I nie można odmówić racji takiemu rozumowaniu. Bo gdyby nie seks, to dzisiaj nikt z nas nie mógłby zajmować się odkrywaniem przodków.
I nie można w tym miejscu zapominać o innym zjawisku, dziś powszechnie znanym, wyrażającym się w różnych metodach, zarówno tych, nazwijmy je biblijnych, jak i tych, diabelskich, mechanicznych, niegodnych… Mowa oczywiście o antykoncepcji – zastanówmy się, ilu z nas nie byłoby dziś na świecie, gdyby w XVII wieku nasza 5xprababka mogła pójść do pobliskiej apteki i poprosić o słynną tabletkę “po”?
W tej samej aptece, ale metodami “przed” mógłby zabezpieczyć nasz 6xpradziadek – i on byłby zadowolony, i ona byłaby zadowolona, ale my już niekoniecznie, bo by nas po prostu nie było. Dopadło nas jednak to szczęście, a dla naszych przodków, pewnie w wielu przypadkach szczęście bardziej zezowate, że ani “przed”, ani “po” nie można było się w sposób (niemal) stuprocentowy zabezpieczyć.
Dodatkowym powodem, przez który nasi przodkowie z reguły mieli gromadkę wesołych “produktów” seksu, był brak prądu. Zimą szybko robiło się ciemno, na Facebooka nikt nie mógł zajrzeć, Faktów nie można było zobaczyć, a “Trudne sprawy” były realizowane w wersji live in life. Także w takim wypadku nie pozostało nic innego, jak poświęcić się odrobinie wysiłku, wydać parę jęków, by zagłuszyć skrzypienie drewnianego łóżka, po to tylko, żeby nie obudzić dzieci, które spały w tej samej izbie. Seks był jednym z elementów życia na wsi, często był powodem do zawarcia małżeństwa, którego skutkiem był trzymiesięczny “wcześniak”.
Także może na pytanie znajomego “Czym jest genealogia?” odpowiedzieć, że jest to nauka o seksie i jego skutkach, a genealog powszechnie jest uważany za osobę, która się na nim zna? Jestem pewien, że pytający, po usłyszeniu takich słów będzie w lekkim szoku, który przerodzi się w śmiech – nie wątpię, że w śmiech żenujący, ale może osoba ta, szczególnie mężczyzna, będzie chciała stać się “panem od spraw seksu i jego owoców”, czyli genealogiem?
* Zob. http://www.mrog.org/853/genealogia-to