W ostatnich dniach głośno zrobiło się o niejakim Janie Żylińskim, którego media nazywają “księciem”. Czy aby na pewno jest on polskim szlachcicem…? A może to po prostu zwykłe podszywanie się?
To dzięki Żylińskiemu w Kałuszynie został postawiony pomnik Złotego Ułana, odsłonięty pod honorowym patronatem Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Jednak nie o sukcesy finansowe Jana Żylińskiego się rozchodzi.
Żylińscy, z których wywodzi się “Janek” – jak “książę” każe do siebie mówić, byli zwykłymi … ziemianami! A powiązań z Rurykowiczami nie widać. Dziadkiem Jana Żylińskiego był Czesław Żyliński h. Lubicz (http://www.sejm-wielki.pl/b/zi.6.71.a1bo). No właśnie … herbu Lubicz. Już samo używanie tego herbu przekreśla Żylińskich jakoby byli kniaziami! Chociaż sam Jan herbem za bardzo się nie chwali. Już wiemy dlaczego…
Oczywiście byli książęta smoleńscy Żylińscy, wywodzący się od Ruryka znani na Białej Rusi jeszcze do początków XVII stulecia. Jednak potem linia ta najprawdopodobniej wygasła!
W Wielkiej Brytanii uchodzi za polskiego arystokratę. Jako zamiennik słowa “aristocrat” media brytyjskie piszą “prince”, czyli książę. Nasza prasa podchwyciła tę nomenklaturę, chociaż książę nie musi być rozumiany jako ścisły odpowiednik tytułu książęcego w rozumieniu polskiej heraldyki. A, że sam Jan Żyliński temu nie przeczy, to już inna kwestia…
Na jednym z forów przeczytałem:
Żeby wpaść na to, aby podszywać się trzeba być głupim, a jak się jest głupim, to się nie umie dobrze podszyć
Ciekawa dyskusja na temat genealogii Jana Żylińskiego trwa na forum genealogicznym Genealodzy.PL
Na fanpage’u Wielkiej Genealogii Minakowskiego znaleźć można następujący wpis:
Uzupełnienie 14.04.2015
Za stroną http://kamunikat.fontel.net/www/czasopisy/bzh/18/18art_liedke.htm
W rodzinie kniaziów Żylińskich, także pochodzących od dawnych kniaziów smoleńskich, ewangelikiem — według Bolesława Grużewskiego — był Andrzej Żyliński. Jego szwagier Andrzej Zawisza po dokonaniu konwersji, nie chcąc w swych dobrach mieć zboru ewangelickiego, postanowił sprzedać Żylińskiemu majętność żejmeńską129. Kniaź Andrzej zakończył życie bezpotomnie w 1602 roku. Jego ojciec, Iwan Wasilewicz, zmarł w 1556 roku najprawdopodobniej jako prawosławny, ponieważ kazał pochować się w wileńskiej cerkwi Świętej Trójcy. Nie wiadomo nic pewnego o konfesji brata Andrzeja, Jana, zmarłego około 1600 roku, który pozostawił po sobie tylko dwie córki: Dorotę i Katarzynę. Jeśli przyjmiemy twierdzenie Grużewskiego, związek z reformacją wśród Żylińskich dotyczyłby w linii męskiej tylko jednego pokolenia. Nie wiadomo bowiem czy wspomniana w gronie komunikantów zboru słuckiego w roku 1641 roku „Katarzyna Żielińska”, w 1642 roku „Katarzyna Żelińska” i w 1643 roku „Katarzyna Żylińska” to córka kniazia Jana. Według Wolffa, kniaziówna od 1628 roku była żoną Jana Ogińskiego, następnie Krzysztofa Kiszki. Zmarła w 1646 roku. Jeszcze przed jej śmiercią, we wrześniu i w październiku, pisał do niej, jako szwagierki, kalwinista Jerzy Grużewski. Niewykluczone, że czasem używała swego nazwiska panieńskiego, na co wskazuje zapis Wolffa.
W tych samych latach odnotowany jest wśród komunikantów zboru słuckiego również „Jeremiasz Żyliński, Rector”, zapewne gimnazjum słuckiego, chociaż w notce o szkole słuckiej Józef Łukaszewicz wymienił jej rektorów (choć tylko do 1637 roku), nie wspominając o Żylińskim139. Trudno powiedzieć czy nie był to nieznany Wolffowi potomek kniaziów Żylińskich, który zdecydował się na związanie swego życia z ewangelickim szkolnictwem. Katarzyna mogła być jego żoną, choć takie przypuszczenie jest mniej prawdopodobne.
Fot. ETFTE/Wikimedia Commons