Patrzę na zdjęcie mojego prapradziadka, wiszące na ścianie i mówię, co wyście takiego zrobili i po co… Jaki sekret ukryliście…?
Mam marzenie przenieść się w czasie, dorwać prapradziadków i wyciągnąć z nich tajemnicę… Tajemnicę, którą ja uparłam się rozwiązać, od której włosy rwę z głowy, a przodkowie gdzieś na górze siedzą i szatańsko chichoczą… Oto potomkini siedzi, wymyśla dziwne historie, komputer się przegrzewa, oczy od mikrofilmów bolą i nic… A oni tam na górze zadowoleni z życia… – Niech sobie szuka i tak nic nie znajdzie!
A wszystko zaczęło się właśnie od tego zdjęcia, na którym jest prapradziadek Adam. Fotografię dostałam od mojego dziadka, gdy zaczęłam się interesować genealogią. Zdjęcia praprababci nie ma, nad czym ubolewał mój dziadek, bo babka była ponoć kobietą wielkiej urody. Niestety o obojgu niewiele wiadomo. Zagadka na początku prosta, okazała się nie do rozwiązania.
Miałam następujące dane: zdjęcie prapradziadka, akt chrztu pradziadka i akt zgonu praprababki, informacji rodzinnych tyle, co kot napłakał. Mało? A skąd! Dla genealoga wystarczy. Wszystkie dane jak na dłoni. Jakże się myliłam… Zaczęłam od praprababci – żony Adama, Karoliny. Akt zgonu, podane imiona rodziców, nazwisko panieńskie, wiek. Nic prostszego jak ją znaleźć w archiwum… Po sprawdzeniu 10 lat wstecz i 5 lat w przód stwierdziłam, że takiej kobiety w Warszawie nie było. Karolina Tolsdorf z d. Zenowicz, rodzona w Warszawie, zmarła w wieku 39 lat w 1898 r. nie istniała!
No dobrze… Może nie urodziła się w Warszawie? Chociaż jej rodzina tu mieszkała… Kto – kolejna zagadka. W porządku, była, żyła, zmarła. Nic nie mogę o niej znaleźć, trudno. Bierzemy się za jej syna. Piękny akt chrztu, cyrylicą pisany, przetłumaczony został przez tłumacza. Ale… to nic to nie dało, nic nie wyjaśniło…
A co się potomkini się dowiedziała…? Że pradziadek jej Mieczysław, syn Karoliny i Adama, chrzczony był w 1896 r. (11 lat po urodzeniu). Owszem dane matki z aktem jej zgonu się zgadzają, ojciec Mieczysława był posiadaczem ziemskim , a zmarł w 1891 na Woli. Akt był spóźniony z powodu choroby i śmierci ojca. Hm… Tylko skoro Adam zszedł w 1891, to czemu czekała z chrztem aż 5 lat? I czemu w ogóle nie ochrzciła niemowlęcia? Nikt niestety nie potrafił mi na to pytanie odpowiedzieć…
Nie poddałam się, znam rok zgonu ojca, toż to łatwizna! Po prawie oślepnięciu przy mikrofilmach i przeglądaniu ich przez prawie 3 dni, natknęłam się na akt zgonu Adama Tolsdorfa. Jest! Jest pradziadek! Popłakałam się rzetelnie, po czym z aktem w dłoni pognałam do tłumaczki. No i co? Znów nic….Otóż rzeczony Adam owszem zmarł w 1891 w szpitalu wolskim, ale był robotnikiem dniówkowym i pozostawił owdowiałą po nim Zofię z Kowalczyków… Jak to Zofia…? A moja Karolina? I co z tym robotnikiem? Zaczęły się schody…
Nic się nie zgadzało, nic ze sobą nie miało żadnych powiązań.Wściekła wzięłam na spytki dziadka, bo może od ojca coś słyszał… I niestety ręce opadły… Nic pewnego, wszystko „ponoć”. Ponoć Mieczysław miał przyrodnie rodzeństwo, ponoć jeździł z ojcem do jego posiadłości, po śmierci matki zabrała go jej rodzina, od której uciekł i wychowywał się sam. O matce nigdy nie wspominał, podarł jej zdjęcie, a wszystko miał powiedzieć synowi przed śmiercią. Tyle, że śmierć nie czeka, a człowiek nie wie, kiedy umrze. Pradziadek zaniemógł, dziadek zdążył go zobaczyć, tyle, że jego ojciec już nic nie powiedział i umarł dnia następnego. A potem nikt się genealogia nie zajmował, dopiero ja, 50 lat po jego śmierci zaczęłam badań rodzinne zawiłości.
Ale jak to uparta kobieta, drążyłam dalej. Znalazłam akt ślubu Adama z Zofią. I cóż my w nim widzimy? Niepiśmienny zdun, a ona panna służąca. Jak ma to się do posiadacza ziemskiego? I co z Karoliną? Wysiliwszy umysł doszłam do następujących wniosków:
Primo – prapradziadkowie coś ukryli. Być może nieślubne dziecko, może „życie na kocia łapę”, może ten posiadacz też był oszustwem, bo i kto to sprawdzi tyle lat po jego śmierci. A Karolina pięknie pisać umiała, co świadczy raczej o dobrym wykształceniu na pensji. Ot, mezalians panna popełniła…
Secundo – Liczba osób o rzadkim, noszących rzadkie nazwisko Tolsdorf, jak się okazuje, nie była mała.Więc skąd się wzięli w Warszawie ?
Tertio – Może naprawdę praprababcia nazywała się inaczej? Wiem, że mieszkała w niezamożnej części Woli, a rodzina po jej śmierci wyzywała jej syna od bękartów. Zmarła, będąc szwaczką, więc parała się różnych zajęć. Może ukrywała się przed rodziną?
Summa summarum nigdy się chyba nie dowiem, co zrobili… Nigdy nie znajdę ich grobów, nie spełnię marzenia mojego dziadka, który chciał zobaczyć zdjęcie swojej babki. Teraz dziadek nie żyje, zapewne na lepszym świecie poznał rodzinną tajemnicę i swoją przodkinię. Tylko ja ciągle żyję marzeniami, że może mi się uda. Może odnajdę jakikolwiek ślad, znajdę nić Ariadny tej zagadki. Może dowiem się, dlaczego tak zagmatwali tę historii.. Co chcieli ukryć…?
Autorka: Beata Tolsdorf
Praca brała udział w konkursie organizowanym przez More Maiorum i firmę PL-SOFT, w którym uczestnik miał za zadanie opisać swoją najtrudniejszą zagadkę genealogiczną.