W XIX wieku w Polsce rozbiorowej, podobnie jak dziś, prezenty przynosił święty Mikołaj; w Rosji Dziadek Mróz. W Niemczech natomiast bywało, że przychodził on razem z diabłem, który w ręku trzymał rózgę.
W średniowiecznym Amsterdamie “Święty” od prezentów przypływał żaglowcem z dalekich, ciepłych mórz. Postać z ciepłych krajów nie do końca pasowała do grudniowego, zimowego pejzażu. Stąd też, gdy w roku 1823 Clement Clark Moore napisał wiersz pod tytułem Noc Wigilijna, w którym św. Mikołaj przybywa saniami zaprzężonymi w renifery z bieguna północnego, epizod ten wszedł do tradycji.
Dzisiejszy św. Mikołaj ma niewiele wspólnego z prawdziwym świętym – biskupem z Miry, który żył na przełomie III i IV wieku i słynął ze swej hojności. Zdecydowanie więcej łączy go z amerykańską komercją. Tak więc, być może dobrze by było przybliżyć dziecku postać prawdziwego świętego i magię czynienia dobra. Tak, by świąteczna atmosfera nie kojarzyła się tylko z prezentami spadającymi z nieba. Być może przy okazji świąt powinniśmy pomyśleć o zrobieniu dobrego uczynku dla każdego z bliskich, a nie tylko o daniu prezentu kupionego naprędce w supermarkecie po promocji.
Dzieci, podobnie jak dziś, czekały na zabawki. Także wtedy był to przedmiot zbiorowego pożądania. Jakie? Można rzucić okiem.