Okupant niemiecki po zajęciu Warszawy, na słupach ogłoszeniowych i domach rozlepił obwieszczenia, mające charakter odezwy. Trzynaście punktów zabierało mieszkańcom wolność i zapowiadało represje, również ekonomiczne, uderzające bezpośrednio w obywateli.
Wśród zakazów i nakazów widniała zapowiedź sekwestrowania rzeczy mających jakąś wartość. Początkowo rozporządzenie generała von Scheffera Boyadela zabraniało wywożenia z miasta wszelkich wyrobów z miedzi, cynku i mosiądzu, także skór, bawełny i wyrobów płóciennych. Z czasem wprowadzony został nakaz oddania okupantowi na przykład kotłów i wanien. Z każdym miesiącem lista zakazanych przedmiotów rosła. Bez niektórych rzeczy można było przeżyć, bez jedzenia – nie.
Szereg rozporządzeń dotyczył żywności. Wystąpiły znaczne ograniczenia w dostępie do różnych produktów. Już w sierpniu 1915 roku dr W. Chodecki przygotował serię odczytów zatytułowanych Jak się odżywiać w chwili obecnej. Zawarł w nich przepisy potrzebne w czasie drożyzny wojennej i rady jak zastąpić jedne pokarmy drugimi. Z pewnością nie polecał spożywania warszawskich gołębi pocztowych, które rozporządzeniem okupanta musiały zostać wybite, aby uniemożliwić wysyłanie wiadomości szpiegowskich. Niemcy bali się takich przesyłek, posiadaczowi pocztowego gołębia groziło oskarżenie o szpiegostwo.
Mąka i chleb
Z iście niemiecko-pruską skrupulatnością kolejne rozporządzenie z września 1915 roku wyraźnie określało, co nazywano mąką i jakie miało być jej przeznaczenie. I tak z mąki pszennej, żytniej, owsianej i jęczmiennej można było wypiekać jedynie chleb i bułki na sprzedaż. Co to za ciastka z udziałem jedynie 10 proc. mąki? Na tyle pozwalało rozporządzenie. Czym zastąpić mąkę? Wniosek: ciastka stały się niedostępnym luksusem albo były po prostu niesmaczne. A ulubione przez mieszkańców Warszawy pączki? O nich można było zapomnieć.
Posiłki w hotelach, jadłodajniach, restauracjach podawane były bez pieczywa. Kto sobie zażyczył chleba lub bułek, zamawiał je osobno, płacąc dodatkowo. Utrzymany został jednak zwyczaj podawania pieczywa jako niepłatnego dodatku do śniadania w hotelach. Trzeba przyznać, że ograniczenia w produkcji słodkich wypieków, może i przykre dla większości konsumentów, nie wpływały przecież niekorzystnie na ich zdrowie. Gorzej było, gdy sprzedawana żywność nie odpowiadała wymaganej jakości. Zdarzały się również oszustwa na wadze. Pewien kupiec został skazany na kilkutygodniowy areszt za sprzedaż bochenków chleba trzyfuntowego, z których każdy ważył aż o jednego funta mniej. Człowiek ten tłumaczył, że taki zakupił w piekarni. Milicja miejska odnalazła właściciela zakładu, który został także skazany przez sąd.
Ceny żywności rosły przerażająco. Władze niemieckie wystąpiły przeciwko lichwie handlowej. Cesarsko-niemiecki urząd policji w osobie von Glasenappa groził wysokimi karami za stosowanie zawyżonych cen przez restauratorów, handlarzy i kupców.
Ulica ułożyła naprędce kuplety:
Za mąkę i za kaszę pójdziesz do kozy, wasze.
Za cukrowego króla pojedziesz aść do ula.
Za świece, masło, mięso, zaświeci łza nad rzęsą.
Niech władza tak spotyka każdego hurtownika,
Niech siedzą dobrodzieje, a wszystko wnet stanieje.
W październiku 1915 roku komitet obywatelski, z upoważnienia władz policyjnych, zorganizował Komisję rozdziału mąki i chleba. Oznaczało to wprowadzenie reglamentacji na mąkę i chleb. Karty na chleb przysługiwały wszystkim mieszkańcom miasta, nie można było stosować ograniczeń na przykład za zaleganie z opłatą czynszową.
Karta na mąkę i chleb wydawana była na dwa tygodnie i składała się z 28 odcinków:
- 25 odcinków, każdy na 102,50 gramów pieczywa,
- 1 odcinek na 307,50 gramów pieczywa,
- 2 odcinki, każdy na 307,50 gramów pieczywa lub 205 gramów mąki.
Autor: Piotr Ryttel
Do przeczytania pozostało jeszcze 70% treści! Cały tekst dostępny jest w More Maiorum 6 (65)/2018, który można bezpłatnie pobrać poniżej: